Klient - czwarte opowiadanie mojego autorstwa

         Było nas pięć dzielnych kasjerek i on facet, który uparł się, by zepsuć nam  nadchodzące święta. Kiedy teraz o tym myślę to sądzę, że sprawę można było wyjaśnić dosyć szybko jednak wtedy w przedświątecznym zgiełku nikt o tym nie pomyślał. Nawet teraz stojąc w boksie i czekając kiedy w końcu kobiecie zadziała karta staram się sobie przypomnieć od czego, a w zasadzie od kogo to się zaczęło.          Ola tak Ola była pierwsza. Po trzech godzinach zaczęła źle się czuć, jej oczy były zaczerwienione i zaczęły mocno łzawić. Następnego dnia do domu poszła szybciej Gosia po tym jak zaczęła uskarżać się na silny ból brzucha. Pamiętam, że w którymś momencie z ust jednej z dziewczyn padło zdanie, które mogło nas zaalarmować, ale wtedy nikt tego nie zauważył. Kiedy po czwartej już odmowie nadal nie doszło do finalizacji transakcji, a kolejka zaczęła diametralnie wzrastać miałam ochotę wrzasnąć na kobietę. Na szczęście ostatkiem sił i z wymuszonym uśmiechem rzuciłam jedynie - proponuję zapłacić gotówką, bo Pani karta na pewno już nie zadziała. Gdy wreszcie poszła mogłam ponownie wrócić do wspominania tego co się wydarzyło. Zaraz zaraz która z nas była następna? A tak Sara. Pamiętam, że od kilku już godzin narzekała na ból głowy, a koło siedemnastej doszły do tego silne zawroty, co było dziwne, bo o tej porze roku w sklepie nie było duszno. W tym momencie zaczęto podejrzewać zbiorowe zatrucie i ktoś wspomniał o powiadomieniu sanepidu. Zostałyśmy tylko we dwie Dagmara i ja, obie zapewne myślałyśmy o tym samym o tym która z nas będzie następna. W tym czasie stan pozostałych dziewczyn pogorszył się na tyle, że wszystkie trafiły do szpitala. Po przeprowadzeniu badań wynik był jeden - trucizna. Nie zatrucie lecz celowo podana trucizna. Gdy dotarła do nas ta informacja rozpętało się piekło, a każdego po kolei przesłuchiwała policja. Natomiast Dagmara u której pojawiły się wymioty od razu została zawieziona do szpitala. W toku śledztwa pojawił się wspólny mianownik, każda z nas kojarzyła dziwnego klienta mającego problem z kartą. Jak to się stało, że tylko ja nie miałam objawów zatrucia jak moje koleżanki? Bo jedynie ja nie miałam bezpośredniego kontaktu z trucizną. Okazało się, że scenariusz za każdym razem był ten sam : problem z kartą, kolejna odmowa. Wtedy do akcji wkraczała pomocna kasjerka oferująca pomoc w obsłudze terminala. Biorąc do ręki kartę ścierała z paska widoczne białe zabrudzenia sądząc mylnie, że jest to brud powstały od noszenia karty w kieszeni płaszcza z której ta była wyjmowana. Mnie natomiast uratował wredny charakter, bo zamiast pomóc klientowi z obsługą karty kazałam mu zapłacić gotówką, albo zrezygnować z zakupów. Okazuje się, że bycie zbyt miłą nie zawsze wychodzi nam na dobre. Jeśli zaś chodzi o moje koleżanki to każda w porę otrzymała pomoc medyczną i dziś może jedynie tak jak ja wspominać jak niemal nie zginęła przed świętami. 


PS. Występujące w opowiadaniu osoby zostały zmyślone, a ja nie jestem wcale wredną kasjerką :) 

Copyright © 2014 CZYTAM - POLECAM , Blogger